9/24/2010

Romance with sewing

   Zbierałam się na to długo. A nawet bardzo. W końcu pewnego dnia, mniej więcej w lutym, stwierdziłam, że mam wenę. I pobiegłam do mamy:
- Mamo, pamiętasz te stare spodnie z H&M?
- Tak... - mruknęła Mama, nie wiedząc o co mi chodzi.
- Chciałabym je przerobić na maszynie! - wykrzyknęłam pełna entuzjazmu.
- Ale po co masz przerabiać za małe spodnie? - zdziwiła się.
   Westchnęłam i wzięłam głęboki oddech. W końcu Mama to umysł ścisły. Ja - humanistka, z artystyczną duszą.
 - Mamoo... To chodzi o to by się nauczyć szyć! Zresztą kto powiedział, że nie założy ich ktoś inny...
   Mama popatrzyła na mnie niechętnie. Był piątek wieczór, a piątku wieczór Mama raczej woli nie poświęcać na uczenie mnie - technicznego beztalencia - szycia.
- Ale wiesz... Szycie to wcale nie taka prosta sprawa! - zaczęła się wykręcać.
- Mamo, jeśli mam wiązać swoje przyszłe życie ze światem pojektantów, to MUSZĘ nauczyć się szyć. To jest potrzebne! no proszę... to tylko przeróbka spodni - popatrzyłam na nią oczami kota ze shreka i wyciągnęłam stare, ciemne, jeansy.
Mam westchnęła.
- No, dobrze, dobrze...
   Uradowana pognałam po szkic. Nasza maszyna nie jest najnowsza. Babcia szyła nią jeszcze, gdy Mama była w moim wieku. Jednak jeśli służy już dobrze od wielu lat, to czemu wciąż z niej nie korzystać?
   W całą akcję został zaangażowany również Tata. Odciągnęłam go od oglądania telewizji i relaksowania się na kanapie i powierzyłam ważne zadanie przyniesienia ogromnej walizki z piwnicy.
   Jakie to było wspaniałe uczucie spojrzeć na tą, szarą, starą maszynę oczami krawcowej! Zadowolona zaczęłam z mamą omawiać plan. Podczas operacji okazało się, że zrobienie dziury na kolanie, i przyszycie koronek na wąskich spodniach (od wewnątrz) nie jest proste, nawet dla mamy. Z tego właśnie prostego powodu mój "romans" z maszyną wcale nie potrwał długo. Musiałam się zadowolić przyglądaniem, wybieraniem nici, oraz przewlekaniem jej przez igłę.
   Kiedy jednak koronka została przyszyta, przy kieszeniach dodałam złote guziki, między którymi przeciągnęłam sznurki sznurek. Ach, jakie to było niesamowite uczucie, spojrzeć na coś, co zostało uszyte według mojego projektu! Z wypiekami przymierzyłam jeansy i nawet nie myślałam o tym, że są zamałe, a guziczek wpija mi się w brzuch. Miałam na sobie spodnie, które sama zaprojektowałam! Moje spodnie!
   Było to jedno z najwspanialszych przeżyć jakie kiedykolwiek miałam! Hmmm, cóż, dla mojej mamy, która przez dwie godziny męczyła się ze starymi spodniami nie nadającymi się do noszenia, nie był to raczej najlepszy wieczór :)

Koronka nie jest wszyta od zewnątrz, ale od wewnątrz. Na górze widać szew maszyny :)
Stwierdziłam, że te guziki dodadzą spodniom wyrazu
   Ostatnio, jeszcze przed rozpoczęciem roku, znów mnie natchnęło. Miałam lekko sfatygowane jeansy z Zary, z dziurami na obydwu kolanach (ma się te zdolności!). Mama wyszła na basen. Musiałam działać sama.
W Gapie w wakacje widziałam przecudowne spodnie z łatami! Cena była jednak zabójcza... To właśnie pod ich wpływem oraz moich gigantycznych dziur dostałam olśnienia...
   Tym razem doszło do romansu ze zwykłą igłą i nitką. Zajrzałam do gigantycznej torby z materiałami i wyciągnęłam (ponownie) czarną koronkę (mam ostatnio jakiś fetysz na nią...) oraz lekko przezroczysty materiał z kwiatkami.
   Pracowałam w pocie czoła przez około dwie godziny. Na GrooveShark włączyłam sobie muzykę pod hasłem: "Go on! You can do it!". Musiałam zaszyć dwie dziury, doszyć koronkę w dwóch miejscach oraz przyszyć materiał z kwiatkami. Wszystko szło świetnie, tylko że:

a) zapomniałam założyć naparstka (czytaj: mój palec był czerwony, pokłuty i bolał niemiłosiernie)
b) Szyłam to na sobie (czytaj: po zdjęciu spodni miałam w miejscu, gdzie przyszywałam białą łatkę, czerwony kwadracik, którym były pokłucia po igle. Nawet nie szczypało, lecz nie mogłam się przestać z siebie śmiać. Dopiero pod koniec pracy wpadłam na genialny pomysł włożenia gazety pod materiał, by kłuć w papier, a nie w nogę. Ale najzabawniejszy był strupek w kształcie kwadratu ;D).

Czarna koronka na lewym kolanie


Muszę na nie uważać, bo łaty są bardzo delikatne 
A tutaj dwie łatki
   Tym razem satysfakcja była jeszcze większa, ponieważ zrobiłam wszystko sama! Tak... Zdecydowanie powinnam nauczyć się profesjonalnie szyć. To poczucie, że nikt nigdzie na świecie nie ma takiego ciuchu jak ty jest niesamowite i warte bólu w nodze, plecach oraz palcu! Tylko muszę znaleźć nauczyciela... Moja Mama chyba już się na to nie pisze :)

jeansy ciemniejsze: H&M
jeansy jaśniejsze: Zara

  Uff, pierwsza notka napisana! Wyszła troszkę długa. W następnej pojawią się już pewnie jakieś pełne stylizacje, ale na początek chciałam dać więcej od siebie.


Civetta